Wszyscy
słyszeliśmy o Oskarze Schindlerze – niemieckim przemysłowcu, który uratował
przed zagładą swoich żydowskich pracowników zatrudnionych w jego fabryce w
Krakowie.
Warszawa też miała swoich Schindlerów. Jednym
z nich był dr inż. Wilhelm Horak, który w czasie okupacji niemieckiej kierował
działalnością Monopolu Warszawskiego z ramienia Generalnej Dyrekcji Monopoli w
Generalnej Guberni.
Wilhelm Horak został kierownikiem wytwórni wódek
w 1940 r. Był to Czech, pochodzący ze Śląska, absolwent niemieckiej
politechniki w Pradze. Chociaż pracował dla niemieckiego okupanta, to dbał o
swoich pracowników. Wszyscy mieli w legitymacjach pracowniczych informację, że
są zatrudnieni w ważnym wojskowym zakładzie, a to w ciężkich czasach wojennych
zdecydowanie zwiększało bezpieczeństwo.
Pracownicy
w ciężkiej sytuacji otrzymywali od niego kwity na odbiór wódki z magazynu
(zdarzyło się, że jeden z nich został wypisany na... desce, bo niczego innego
akurat pod ręką nie było).
Za
zatrzymanymi podczas łapanki pracownikami wstawiał się osobiście – gdy tylko
dowiadywał się, że któremuś z pracowników zdarzyło się coś takiego, brał
skrzynkę wódki, jechał na Szucha lub na Skaryszewską i uwalniał człowieka.
Po zakończeniu powstania warszawskiego został
przez Niemców powołany do kierowania żyrardowską gorzelnią. Przez Polaków był
bardzo lubiany. Odwdzięczyli mu się za pomoc, sami pomagając w ucieczce przed
Armią Czerwoną, wchodzącą na przedmieścia Żyrardowa, dzięki czemu uniknął wtedy
śmierci jako współpracownik okupanta.
Niestety nie udało mu się uciec przed
odpowiedzialnością za pracę dla okupanta – kiedy wrócił do Czech, został
aresztowany i przekazany Rosjanom. W radzieckim obozie dla jeńców jako chemik
pracował lakierując samochody. Po uwolnieniu zamieszkał w RFN, gdzie zmarł w
latach 70.
*Magda*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz