środa, 19 listopada 2014

Zakroczymska - Kup pan zdrój...



Pan Samuel Klein wprawdzie posiadał obywatelstwo amerykańskie ale urodził w Warszawie i tu się wychował. W USA spełnił się jego sen o bogactwie i, mimo, że milionerem nie był, na brak środków płatniczych w kolorze zielonym nie narzekał. W roku 1937 zatęsknił za rodziną i zdecydował się odwiedzić miasto swojego dzieciństwa – Warszawę. Decyzja przyszła mu o tyle łatwo, że nadal w stolicy Polski mieszkali jego krewniacy.

Gdy już odwiedził stare kąty, nacieszył się rodziną, niespokojny charakter, który wcześniej wygnał go za Ocean w poszukiwaniu lepszego życia, skłonił go do poszukiwania okazji pomnożenia majątku na ziemi, na której się wychował.


Najpierw pytał krewniaków, potem znajomych, czy wiedzą o jakimś interesie w Warszawie, na którym dałoby się zarobić szybko i, najlepiej, dużo. Jego pytanie było jak kamień rzucony w odmęty warszawskiego życia - kręgi rozeszły się szeroko… .

Pewnego dnia Amerykanin spotkał na swej drodze doktora Herbsthala, który zdradził mu pewien magistracki sekret – otóż przeprowadzono badanie wody, która płynie ze źródełka przy Cytadeli i okazało się, że jest w niej taka zawartość, jakbyśmy to dzisiaj ładnie określili, mikroelementów, że wszystkie światowe zdroje, do których udaje się arystokracja, by naprawić zszargane zdrowie, mogą się schować. Pan Samuel dowiedział się, że miasto planuje wydzierżawić zdrój wraz z przyległymi terenami i tylko potrzebuje zamożnego inwestora. Akurat kogoś takiego, jak Samuel Klein.

Tak się przypadkiem złożyło, że doktor Herbsthal zna odpowiednią osobę w magistracie i absolutnie bezinteresownie, bo przecież gość w dom…, zgodził się pośredniczyć w załatwieniu sprawy.

Przybysz z Ameryki już widział oczyma duszy tłumy wokół źródełka, płacące brzęczącą monetą za każdy łyk wody. Widział pawilony zdrojowe, łazienki, kawiarnie pensjonaty, a to wszystko na ziemi, którą on miał w dzierżawie od miasta na trzydzieści lat! Furda opłata dla magistratu, koszty zwrócą się dziesięciokrotnie jeśli nie stukrotnie!

Na wszelki wypadek poprosił jednak o dzień do namysłu, a rano przekazał swoją, oczywiście pozytywną decyzję, doktorowi. Ten obiecał skontaktować go z przedstawicielem władz i rzeczywiście, po kliku dniach, przedstawił doktora Eustachego Porębę – Ostrowskiego, przedstawiciela magistratu miasta stołecznego Warszawy.

Doktor dwojga nazwisk wyraził zadowolenie, że miasto znalazło tak godnego inwestora, oczywiście, darzy go zaufaniem ale nic tak zaufania nie buduje, jak solidna umowa. Przez kilka godzin panowie wspólnie przygotowywali jej treść, walczyli o każdy punkt, zabezpieczali interesy, aż w końcu dokument był gotowy. Na jej podstawie pan Samuel Klein otrzymywał w dzierżawę na lat trzydzieści zdrój wraz z przyległymi terenami, prawo butelkowania i eksportu wody w dowolne miejsce na ziemi, a w zamian zobowiązany był do wniesienia opłaty w wysokości 80 tysięcy złotych na rzecz miasta, płatne w ¼ gotówką przy podpisywaniu umowy, a w pozostałej części rozłożone na 30 rat po 2 tysiące złotych.

W kilka dni później, u rejenta Zabierzowskiego na Miodowej, umowę podpisano, przedstawiciel magistratu Eustachy Poręba – Ostrowski kwotę 20 tysięcy złotych otrzymał, zaś pan Samuel z radością pieścił w dłoniach podpisaną umowę, zaś następnego dnia, u tego samego rejenta, miał otrzymać akt dzierżawy.

Próżno jednak już od rana czekał w biurze przy Miodowej na przedstawiciela miasta. Ten nie zjawił się ani tego dnia, ani następnego.

Pomógł go odszukać warszawski Urząd Śledczy ale wtedy okazało się, że doktor Herbsthal nazywa się Rubin Kac, a doktor Eustachy Poręba – Ostrowski nosi mniej szlacheckie nazwisko Mateusz Kmiecik.

Obaj panowie trafili do aresztu na Daniłowiczowską ale co do miejsca ukrycia „zainwestowanych” 20 tysięcy złotych zachowali zgodne milczenie. Samuel Klein nigdy pieniędzy nie odzyskał… .

Sprzedaż źródełka opisywała warszawska prasa w roku 1937.

============

Budowa zdroju przy Cytadeli rozpoczęła się w 1770 roku. Studnia nazywana jest także Zdrojem króla Stanisława Augusta. W XVIII wieku cieszył się wielką popularnością - korzystali z niego nie tylko podróżni, ale również okoliczni mieszkańcy Nowej Warszawy. Niestety za wodę pitną trzeba było płacić.

*Arek*



1 komentarz:

  1. To miejsce ma wielkie szczęście - jest nieco na zadupiu, więc nie pomazano go sprayami.

    OdpowiedzUsuń