wtorek, 18 marca 2014

Krakowskie Przedmieście 3 - panika w kościele.

25 grudnia 1881 roku do kościoła pod wezwaniem Świętego Krzyża weszło znacznie więcej ludzi niż świątynia mogła w wygodny sposób pomieścić. Nic dziwnego - w ostatnich latach ludność Warszawy powiększyła się znacząco, a nowi mieszkańcy też chcieli uczestniczyć w życiu religijnym.

Najprawdopodobniej wszystko zaczęło się od żony jednego z wiernych, omdlałej na skutek duchoty o tłoku. Zatrwożony mąż, walcząc o trochę więcej miejsca dla kobiety, która nie miała nawet gdzie upaść, głośno nawoływał o wodę.

- Wody, wody – powtarzano w tłumie, aż okrzyk ten dotarł do kogoś, kto nie wiedząc o co chodzi, skojarzył wodę z ogniem i krzyknął: - Pali się!

- Pali się ! Pali się! – kolejni podchwytywali okrzyk - Pali się! Pożar !!! Uciekać!!!

To nic, że nikt nie widział ognia, nikt nie czuł dymu – tłum runął do wyjścia.
Pewnym wyjaśnieniem paniki może być fakt, że kilkanaście dni wcześniej, 8 grudnia, w wiedeńskim Ring Theater, podczas przedstawienia wybuchł pożar, który pochłonął 620 istnień ludzkich.

O tym wypadku szeroko rozpisywały się warszawskie gazety.

Przerażony tłum wybiegł na podest schodów znajdujących się przed wejściem do kościoła. Pierwsi uciekający zderzyli się z tymi, którzy opuścili kościół wcześniej i oczekiwali na zakończenie mszy na zewnątrz.

Jedni i drudzy przewrócili się. Na nich napierały kolejne osoby, nie będące w stanie zatrzymać się, gdyż zwarta fala wiernych próbowała szybko opuścić świątynie i pchała przed sobą tych, którzy próbowali się zatrzymać.

Po chwili na schodach i podeście kłębiła się ludzka masa, nie będąca w stanie samodzielnie usunąć się drogi popychanego paniką tłumu. Pękały kości, krew lała się z nosów, kolejne ciała przygniatały leżących najniżej.

Pierwszej pomocy zaczęli udzielać świadkowie zdarzenia, często przypadkowi przechodnie. Przybyła straż pożarna. Jednak dla trzydziestu osób było już za późno. Zginęły, zaduszone lub stratowane.

To jednak nie koniec tragicznych wydarzeń. Po mieście zaczęła krążyć plotka, że panikę wywołał
żydowski kieszonkowiec, przyłapany na gorącym uczynku. Chcąc się wyrwać z rąk tych, którzy go schwytali, miał krzyczeć o pożarze. Ta wersja jedna później się nie potwierdziła.

I teraz mała dygresja.

W marcu 1881 zginął w zamachu car Aleksander II. Mimo, że zamachowcem był Polak, Ignacy Hryniewiecki, o udział w przygotowaniach oskarżono żydów. Już w kwietniu przez imperium przetoczyła się pierwsza fala pogromów, o której mówiono w grodzie Warsa i Sawy. W imperium rosyjskim narastała fala antysemityzmu.

I wracamy do Warszawy – plotka o starozakonnym złodzieju padła na podatny grunt. Później podejrzewano, że plotka była rozpowszechniana z inspiracji władz carskich i mówiono o prowokacji.

Faktem jest, że kilka godzin po wydarzeniach w świętokrzyskim kościele rozpoczął się pogrom w Warszawie. Zamieszki trwały trzy dni. Rzeczywiście bito i turbowano żydów ale głównym celem było zagrabienie i zniszczenie ich majątku.

Bolesław Prus, świadek wydarzeń, w swoich „Kronikach Tygodniowych” pisał, że rabunki i ataki na żydów były dziełem ludzi „bez rodzin, bez mienia” czyli najniższych warstw społecznych.

Rzuciły się one na najuboższą część społeczności żydowskiej. Nalewki i ich okolica nie zostały dotknięte zniszczeniami, gdyż w tym rejonie lokalna społeczność zorganizowała skuteczną samoobronę.

Zdecydowana interwencja wojska położyła im kres dopiero po trzech dniach. To jeszcze bardziej podsyciło pogłoski o celowej prowokacji władz, chcących skłócić Polaków i Żydów, i odwrócić uwagę od niepodległościowych i rewolucyjnych dążeń. Wskutek pogromu zmarły 2 osoby, a 24 zostały ranne.

Około 10 tysięcy Żydów poniosło znaczące straty materialne, z czego 948 rodzin, głównie ubogich, straciło cały swój majątek.

Po wydarzeniach gazety żydowskie zamieszczały podziękowania dla katolików, którzy wzięli w obronę starozakonnych, a przedstawiciele prasy katolickiej zorganizowali zbiórkę pieniędzy na pomoc ofiarom zamieszek - w ciągu 4 dni zebrano 114 tysięcy rubli.

A wszystko zaczęło się od jednego omdlenia… .

Jeszcze jeden przypadek paniki z podobnych przyczyn miał miejsce w lutym 1888 roku. Tym razem do ucieczki rzuciły się kobiety, zgromadzone w Wielkiej Synagodze na Tłomackiem. Zamieszanie trwało około 10 minut, a w jego wyniku zginęły trzy osoby.

*Arek*

P.S. Ponieważ, gdy piszemy o żydach lub Żydach, często poruszana jest kwestia pisowni z dużej litery, zainteresowanym podaję stosowny link:

http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1029%3Akociokocio-bogbog-ydyd&catid=44%3Aporady-jzykowe&Itemid=58










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz