„...jest istotnie piękna i długa,
pięknymi starymi drzewami z obu stron wysadzona...” - tak o ulicy
Pięknej pisał kronikarz F. M. Sobieszczański w połowie XIX w. Ta
początkowo narolna droga, stanowiąca granicę ról Ujazdowa, jako jeden z
elementów założenia ujazdowskiego w 1770 r. została uregulowana,
obsadzona drzewami i otrzymała nazwę Piękna. Ok. 1780 r. odcinek Pięknej
od Alej Ujazdowskich do Mokotowskiej nazwany był Bazyliańską od
posiadłości bazylianów przy Pięknej i Alejach.
W drugiej
połowie XIX w. rozpoczęła się intensywna zabudowa ulicy. W efekcie na
przestrzeni kilkudziesięciu lat powstały po obu stronach ulicy zwarte
szeregi wysokich kamienic z bogato zdobionymi elewacjami. Mieszkańcami
domów byli m.in. sławni lekarze, adwokaci. To w większości dla nich
powstawały nieliczne na Pięknej, ale eleganckie sklepy. Ulica tętniła
życiem. Do kawiarni, cukierni i sklepów kolonialnych ciągnęli klienci z
całej południowej części miasta.
Od 1930 r. ulicę przemianowano na Piusa XI.
W czasie powstania warszawskiego ulica była terenem zaciekłych walk
m.in. o gmach „małej PAST-y” oraz miejscem publicznych egzekucji.
Po wojnie oprócz zniszczeń o losie ulicy Pięknej (nazwę przywrócono w
1949 r., bo nazwa Piusa XI uwierała komunistyczne władze), przesądziła
budowa MDM-u. „Poszatkowana” na fragmenty ulica została na odcinku od
Marszałkowskiej do Lwowskiej zasłonięta powojennymi budynkami. Piękna
przedzielona Placem Konstytucji straciła swoją ciągłość.
Wielu
budynków zniszczonych w czasie wojny nie odbudowano, inne podczas
odbudowy utraciły efektowne dekoracje na elewacjach. Na tym tle wyróżnia
się kamienica o numerze 66 położona po parzystej stronie odcinka
Poznańska-Emilii Plater.
Dom zaprojektowany przez Jerzego
Mikulskiego został ukończony w 1911 r. Pięciopiętrowy budynek frontowy
wraz z oficynami na zapleczu tworzył typową studnię. Front budynku z
asymetrycznie umieszczoną bramą ozdobiony został dwoma wykuszami na
skrajnych osiach.
Obecnie budynek wygląda inaczej. Jest to
efekt powojennej odbudowy. Dom częściowo zniszczony i wypalony po
uderzeniu bomby postanowiono odbudować tylko do czwartego piętra, tak,
by nie górował nad pozostałą zabudową ulicy jak to było przed wojną. Nie
odbudowano także zniszczonego zaplecza, pozostawiając jedynie parterowe
oficyny -wschodnią i zachodnią. Na mocy dekretu Bieruta zmienił się
także stan prawny nieruchomości – właścicielem stało się państwo.
Kamienica przed wojną należała do rodziny Stanisława Wigury –
inżyniera, pilota i konstruktora. Był on wraz z S. Rogalskim i J.
Drzewieckim twórcą samolotów RWD. Często by sfinansować budowę nowego
samolotu Wigura zaciągał pożyczki pod hipotekę kamienicy.
W
1929 r. uzyskał w Aeroklubie Warszawskim dyplom pilota i w tym samym
roku wraz z Franciszkiem Żwirką wykonał lot dookoła Europy na samolocie
RWD-2. Wspólnie byli laureatami wielu zawodów lotniczych. Niesłychaną
sławę i aplauz przyniosło im zwycięstwo na RWD-6 w międzynarodowych
zawodach lotniczych Challenge w Berlinie w 1932 r.
Niestety 11
września tego samego roku obaj piloci zginęli w katastrofie lotniczej
podczas przelotu z Warszawy na zlot lotniczy w Pradze. Ich pogrzeb odbył
się 15 września w Kościele św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Ok.
300 tys. ludzi przyszło pożegnać lotników. Kondukt żałobny na Powązki to
nieprzerwany las sztandarów okrytych krepą, ciągnący się na przestrzeni
około 3 kilometrów. W kościele znajduje się tablica upamiętniająca to
wydarzenie.
Jeśli liczba żałobników wydaje się Państwu przesadzona polecam krótki film archiwalny z ceremonii pogrzebowej.
http://www.youtube.com/watch?v=DKCgCOQoOeA
* Iza *
Na zlecenie Augusta II Mocnego miśnieński
architekt Joachim Daniel Jauch wykonał projekt drogi krzyżowej , która
miała zaczynać się w miejscu obecnego Placu Trzech Krzyży. Dalej biegła
ona w kierunku Zamku Ujazdowskiego, a przed samym Zamkiem schodziła ku Wiśle, by zawrócić i zakończyć się na terenie obecnego Ogrodu Botanicznego.
Złośliwi twierdzili, że budowa Drogi Krzyżowej miała przysporzyć
królowi popularności wśród katolickiego duchowieństwo, bowiem, przed
przybyciem do Polski był luteraninem i dopiero kilkanaście dni przed
ogłoszeniem go królem Rzeczpospolitej przeszedł na katolicyzm.
Wznoszenie Kalwarii Ujazdowskiej trwała od 1724 do 1731 i projekt nie został do końca zrealizowany.
W niszach poszczególnych kapliczek umieszczono płaskorzeźby oraz stosowne opisy, kolejnych stacji Męki Pańskiej.
Ostatnia kaplica Grobu Pańskiego wyróżniała się na tle pozostałych.
Była znacznie większa i miała kształt rotundy, a w środku znajdowała się
XVI-wieczna figura przedstawiająca Chrystusa złożonego w grobie. Z
Florencji sprowadził ją Stanisław Lubomirski, właściciel Ujazdowa.
Opiekę nad stacjami kalwarii sprawowali trynitarze, którzy od końca XVII w. mieli klasztor i kościół na Solcu.
Od 1770 roku zaczęto rozbierać poszczególne kapliczki stacyjne. Do dnia
dzisiejszego nie zachowała się żadna ale ocalały dwa krzyże, które
wyznaczały początek drogi krzyżowej oraz figura Chrystusa sprowadzona z
Włoch przez Stanisława Herakliusza Lubomirskiego.
Można ją zobaczyć w lewym ołtarzu kościoła św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży.
*Arek*
Przy jednej z alejek w warszawskich Łazienkach
od początku naszego stulecia stoi kolumna, na której przysiadł dostojny
biały orzeł z lekko rozchylonymi skrzydłami. Mało kto tu zagląda, gdyż alejce tej daleko do miana „głównej”. Trafiają tu niekiedy
pary zakochanych – snują się niespiesznie po romantycznych ścieżkach i
zasiadają na ławeczkach w zielonym zakątku. Może czasem ktoś zastanowi
się co oznacza tajemnicza liczba na kolumnie: 1262. W miejscu
tym – prawdopodobnie, ponieważ historycy nie mają w zasadzie pewności –
istniał od XII lub XIII wieku gród książąt mazowieckich, który w 1262
roku uległ zagładzie. Osadnictwo w tej części Warszawy datuje
się już na VII wiek (na ten okres ocenia się resztki drewnianej palisady
odnalezione na terenie Ogrodu Botanicznego podczas prac
archeologicznych). Gród książąt mazowieckich w Jazdowie nie był
najstarszym na terenie dzisiejszej Warszawy – takim grodem był gród na
Bródnie datowany na IX wiek. Kiedy gród bródnowski stracił na znaczeniu
(został zniszczony prawdopodobnie w XI wieku) osadnictwo przeniosło się
na wysoki, lewy brzeg Wisły – właśnie na teren dzisiejszego Muzeum
Łazienek Królewskich w Warszawie. Gród w Jazdowie był
ośrodkiem pełniącym funkcję ośrodka administracyjnego i dworu książąt
mazowieckich. Prawdopodobnie pełnił również funkcje handlowe i zbrojne.
Poniżej szczytu skarpy wiślańskiej znajdowała się przygrodowa osada oraz
targ na Solcu. Gród miał zapewniać ochronę przeprawie przez Wisłę (z
Solca na Kamion), a także traktowi z Czerska do Zakroczymia. Przed
najazdem wrogich wojsk osada zaczęła tracić na znaczeniu wraz z
odsuwaniem się Wisły od skarpy. W 1262 roku doszło do najazdu
wojsk litewskiego księcia Mendoga. Doszczętnie spalono wówczas
największy mazowiecki gród – Płock – stolicę Księstwa Mazowieckiego,
dlatego też stolicę Mazowsza przeniesiono do Czerska, który pełnił tę
rolę aż do 1413 roku (wtedy rolę stołeczną przejęła Warszawa). Po Płocku
przyszedł czas na zagładę Jazdowa, jako jednego z ważniejszych punktów
obrony linii Wisły. Panujący wówczas książę mazowiecki Siemowit I może
miałby pewne szanse na obronę, gdyby jeden z dworzan nie dopuścił się
zdrady. 23 czerwca Litwini wtargnęli do Jazdowa, a książę Siemowit I
zginął podczas obrony. Po tych tragicznych wydarzeniach parę kilometrów
na północ od zgładzonego Jazdowa zaczyna się tworzyć zalążek Warszowy…
Data 1262 jest pierwszą datą historyczną potwierdzoną zachowanym
dokumentem. Można więc rzec, że otwiera ona historię naszego miasta.
Jeśli chcieliby Państwo zobaczyć miejsce dawnego grodu i obelisk z
orłem białym upamiętniający dzieje Jazdowa, należy wejść na teren Parku
Łazienkowskiego bramą sąsiadującą z Ogrodem Botanicznym, przejść ścieżką
tuż przy ogrodzeniu obok budynku Herbaciarni i skręcić w drugą alejkę w
prawo – ta już Państwa zaprowadzi do historycznego, mało znanego
miejsca. *Gosia*
Wielu specjalistów uważa, że
największym nieszczęściem, jakie dotknęło polskie cmentarze w XX wieku
nie były zniszczenia wojenne czy wandalizm ale pojawienie się lastriko.
Od początku lat siedemdziesiątych tysiące takich samych prostokątów
przykryło miejsca pochówków sprawiając, że stały się one równie
interesujące jak architektura osiedli z wielkiej płyty. Bez
żadnych zahamowań lastrikowa TFUrczość zaczęła "wciskać się" również na
teren Starych Powązek, w wyniku czego, na początku lat osiemdziesiątych
ubiegłego wieku, musiano narzucić wymagania i ograniczenia wobec nowo
powstających grobów w najstarszej części Cmentarza Powązkowskiego.
Mimo tego powstało kilka nagrobków, że tak to ujmę, kontrowersyjnych,
które potrafią przyprawić o dreszcz grozy nawet w słoneczny dzień.
Dlatego każde upamiętnienie, wybijające się ponad przeciętność zwraca
uwagę. ==== ==== Wojciech Chmiel urodzony w roku
1949, w roku 1975, uzyskał dyplom z malarstwa i grafiki artystycznej na
Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Rzeźbiarz, malarz, konserwator
zabytków. Jedna z jego bardziej znanych i interesujących prac
rekonstrukcyjnych było odtworzenie ikony anastasis, czyli zstąpienie
Chrystusa do otchłani, odnalezionej w Banganarti w Sudanie. Artysta jest również autorem dwóch nagrobków na Cmentarzu Powązkowskim. Ze względu na, moim zdaniem, szczególne walory artystyczne, zdecydowałem się oba nagrobki zaprezentować w osobnym wpisie. ==== ==== Chronos (Sic transit gloria mundi).
Po przejściu Bramy Świętej Honoraty znajdujemy się w otoczeniu
nagrobków w większości powstałych w XIX wieku. W większości, bo część
pochówków w tej części cmentarza miała miejsce w ostatnich latach, w
związku z czym powstały mniej lub bardziej udane nowe nagrobki, lepiej
lub gorzej wkomponowane w otoczenie. Kilkanaście metrów po
lewej stronie od wejścia, na czarnej, granitowej płycie klęczy starzec o
zmęczonej twarzy. Smutnym spojrzeniem stara się przeniknąć poprzez
płytę, w głąb grobu, lewą ręką poprawia zsuwającą się szatę, jakby
chciał osłonić się od chłodu, prawą - wspiera się na o podłoże nie
wypuszczając z ręki klepsydry. To bóg Chronos będący antropomorficzną personifikacją Czasu. Rzeźba powstała współcześnie. Wykonano ją z białego, kararyjskiego, marmury, który kontrastuje z czernią granitowej tumby.
Jednocześnie dziewiętnastowieczne nagrobki stanowią interesujące tło
dla rzeźby, nie wywołując uczucia dysonansu pomiędzy twórczością lat
minionych i dziełem współczesnym. Moim zdaniem jest to jeden z
bardziej udanych współczesnych nagrobków na Cmentarzu Powązkowskim.
Wprawdzie nie został ukończony (nie dodano drewnianego krzyża) ale w
mojej opinii dzieło tylko zyskało na tym. ==== ==== Tańcząca Śmierć (Dance Macabre)
Piękna kobieta, ciągnąc za sobą tren sukni przesuwa się w tańcu...
Odwraca głowę i ramię sukni zsuwa się w dół - za chwilę odsłoni pierś...
. Wydaje się, że kobieta wręcz zachęca do flirtu. Ta piękna pani to antropomorficzna
personifikacja Śmierci. Zamiast kosy trzyma w ręku klepsydrę - symbol
upływającego czasu. Na Cmentarzu Powązkowskim jest to jedno z
nielicznych przedstawień Śmierci pod postacią kobiety i już samo to
czyni nagrobek wyjątkowym. Podobnie, jak poprzednie dzieło, rzeźba wykonana jest z karraryjskiego marmuru i stoi na tumbie wykonanej z ciemnego granitu.
Rzeźba ustawiona została w roku 1992. Niestety - włoski marmur okazał
się nieodporny na nasze warunki klimatyczne i obecnie "Tańcząca Śmierć"
została zdjęta z nagrobka i poddana konserwacji. Rzeźba jest wspólnym dziełem Wojciecha Chmiela i Doroty Mulickiej-Rudzińskiej. ==== ==== Ponieważ nie zdążyłem zrobić własnych zdjęć Śmierci, w tym miejscu chciałem podziękować Pani Bognie, która jest autorką bloga http://mojecmentarze.blogspot.com/ za udostępnienie zdjęć. *Arek*
Między ulicami Emilii Plater,
Nowogrodzką, Św. Barbary i Wspólną usytuowany jest kościół pod
wezwaniem świętych apostołów Piotra i Pawła.
Chociaż budowla
została wzniesiona po II wojnie światowej, historia tego miejsca jest
dużo starsza. Pod koniec XVIII w. na tym terenie, wówczas znacznie
oddalonym od miasta, został założony cmentarz świętokrzyski (należący do
parafii św. Krzyża).
Szybki rozwój Warszawy, złe warunki
sanitarne oraz zapełnienie się, czyli tzw. „przetrupienie” spowodowały,
że już w 1836 r. nekropolia została zamknięta, a w 1860 r. zlikwidowana.
Szczątki przeniesiono na cmentarz powązkowski.Z budowli cmentarnych do
naszych czasów przetrwała jedynie kaplica cmentarna przemianowana w 1866
r. na kościół parafialny pod wezwaniem św. Barbary - panny
męczenniczki.
Kościółek św. Barbary, mogący pomieścić około
200 osób, szybko okazał się zbyt mały dla wzrastająceliczby wiernych
zamieszkujących teren parafii. W 1883 r. ruszyła więc budowa nowego
kościoła wg projektu Edwarda Cichockiego oraz Józefa Piusa
Dziekońskiego.
Przyczynkiem do budowy stał się zapis
testamentowy Tekli Rapackiej, która na ten cel przeznaczyła 82 tysiące
rubli. Prace postępowały szybko i już w 1886 r. kościół został
konsekrowany. Była to budowla w stylu neoromańskim, na planie krzyża z
ośmiokątną kopułą oraz ośmioma kaplicami. Świątynia mieściła 3000
wiernych i była jedną z największych w przedwojennej Warszawie.
Niestety, kościół podzielił los większości warszawskiej zabudowy.
Uszkodzony w niewielkim stopniu w 1939 roku, został całkowicie
zniszczony w 1944 r.
Świątynia została zrównana z ziemią w
wyniku wysadzenia przez Niemców. Z wyposażenia ocalały ukryte w
podziemiach figura św. Franciszka z Asyżu oraz obrazy Matki Bożej
Częstochowskiej i Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Na terenie
wokół kościoła zachowała się większość kapliczek drogi krzyżowej oraz
rzeźba Chrystusa i jawnogrzesznicy – dzieło rzeźbiarza Faustyna
Cenglera z XIX w (Część źródeł wskazuje Ludwika Pyrowicza jako autora) .
Po wojnie w 1946 r. przystąpiono do odbudowy, która trwała 11 lat.
Na ocalałych fundamentach wzniesiono nowy trójnawowy kościół wg
projektu Stanisława Marzyńskiego. Trudno doszukać się podobieństw między
obecną a przedwojenną formą architektoniczną kościoła. Został zmieniony
front budowli, dobudowano dwie dzwonnice.
Nie odbudowano
kaplic - o ich głębokość zostały poszerzone nawy boczne. Znacznie
podniesiono także bryłę budowli. Chociaż zasadnicza budowla była gotowa
już w 1957 r. to kopuła kościoła, nawiązująca do kopuły bazyliki we
Florencji, ukończona została dopiero w latach 70 XX w.
Ze
zgodą na budowę kopuły wiąże się anegdota. Władze, które nie chciały, by
kościół „rzucał się” zbytnio w oczy zezwoliły na budowę kopuły dopiero,
gdy delegacja zagraniczna zwiedzająca taras widokowy Pałacu Kultury
zwróciła uwagę na niedokończony kościół.
We wnętrzu wzrok
przykuwają witraże oraz mozaiki: w prezbiterium - przedstawiająca
Chrystusa Zmartwychwstałego wraz z Piotrem i Pawłem, w kopule –
symboliczne przedstawienie ośmiu błogosławieństw, nad wejściem – mozaika
upamiętniająca pamiętną mszę Jana Pawła II na pl. Piłsudskiego.
Nie można przeoczyć także zawieszonego nad prezbiterium zabytkowego krzyża z XVI w.
Na uwagę zasługują również organy zamontowane w świątyni. Wykonane
przez warszawski zakład Janusza i Zygmunta Kamińskich, są, oprócz
imponujących rozmiarów, jednym z najlepszych wykonanych współcześnie
instrumentów. To, wraz ze wspaniałą akustyką świątyni, powoduje, że
koncerty organizowane w kościele parafii św. Barbary gromadzą liczną
widownię.
* Iza *
„Pójdę na Stare Miasto, nie byłem tam od wczoraj,
nie mógłbym w nocy zasnąć,
gdybym nie poszedł dziś.
Widzę domy w kolorach
jak się wznoszą ku gwiazdom,
a latarnie wieczorem każą
marzyć i śnić.
Ach, zamieszkać,
zamieszkać wysoko
i zapraszać gołębie z obłoków,
z ukochaną wychylić się z okien
na Starówkę, gdzie radość i spokój...
A jeżeli nie mieszkać,
to iść i zobaczyć,
jak pięknie tu dziś.
Wszystko tu znam od dziecka
i ukochałem wszystko
na Piwnej, na Zapiecku,
na Starym Rynku też.
Gdy w złoceniach zabłysną
domy stare i słynne,
chcę oglądać to blisko,
blisko dachów i wież…”
…takie słowa napisał o warszawskim Starym Mieście Edward Fiszer, a
muzykę skomponował do nich Władysław Szpilman. „Pójdę na Stare Miasto”
śpiewała m.in. Regina Bielska i Irena Santor. Polecamy Państwu przed
najbliższym spacerem zamknąć oczy i wsłuchać w jej słowa. Pójdziemy na
Stare Miasto, przejdziemy Piwną, zahaczymy o Zapiecek, zobaczymy domy w
kolorach i miejsca, które znamy od dziecka.
„Pójdę na Stare Miasto” (wyk. Regina Bielska)
https://www.youtube.com/watch?v=fVCEjYW75jo
=========
=========
Szanowni Państwo,
"Warszawy historia ukryta" zaprasza na kolejny spacer:
"Pójdę na Stare Miasto"
Podczas przemarszu poruszymy wiele wątków, posypią się ciekawostki i
anegdoty o miejscu niby nam wszystkim dobrze znanym, mającym jednak
przeróżne historie ukryte niekoniecznie znane szerszej publiczności.
=========
=========
- Gdzie należy stanąć by dać się olśnić kryształowemu sklepieniu ?
- Jaki jest efekt protestu przeciwko stawianiu króla na kolumnie ?
- Kto zamachnął się czekanem na Jego Królewską Mość i dlaczego nie trafił ?
- Gdzie można stanąć na kupie zabytkowego gnoju i śmieci ?
- Skąd w Warszawie Piwnica Gdańska i co miała wspólnego ze słynną małpą ?
- Dlaczego Zapiecek wcale nie był w planach ?
- Po co komu najwęższa kamieniczka w Europie ?
- Gdzie można spotkać ducha z kluczami, a gdzie z głową pod pachą ?
- Kto oszukiwał, ukrywając cztery ciała w jednej trumnie ?
- Po której stronie rynku naprawdę mieszkał bazyliszek ?
- Skąd się wziął kościotrupek na attyce "Kamienicy pod Chrystusem" ?
- Dlaczego nie wolno ufać słowom, nawet jeśli wyryto je w kamieniu ?
- Co to były "dawidki" ?
- Kogo Kiliński miał w... takim miejscu, które rzadko się opala ?
- Skąd brały się dzieci w komunizmie ?
- "Szczerba", "Szczerba" - na kogo Powstańcy tak głośno krzyczeli ?
- Jak profesor Zachwatowicz Bieruta oszukał ?
Odpowiedzi na te i inne pytania poznacie Państwo podczas wspólnego spaceru.
===
===
Spotykamy się na Placu Zamkowym pod kolumną Zygmunta III Wazy w dniu 17.03.2013 (niedziela) o godzinie 10:30.
Czas trwania wycieczki: około 2 godzin
Początek i koniec trasy: Plac Zamkowy
Spacer poprowadzi: Małgorzata Brzózka
Opowiadać będą Warszawscy Przewodnicy Miejscy: Małgorzata Brzózka i Arkadiusz Żołnierczyk
Do drzwi apteki nerwowo puka mężczyzna.
Przez długą chwilę nikt nie reaguje, a gdy wreszcie uchyla się
niewielkie okienko w drzwiach, szybko mówi po niemiecku:
- Mój szef ma straszne bóle. Trzeba mu dać lekarstwo. Mam tu receptę…
Język niemiecki uspokaja pracownika apteki. Wprawdzie jest Polakiem ale
na drzwiach widnieje napis „Nur für Deutsche”. Tylko dla Niemców.
Uchyla szerzej drzwi i wpuszcza mężczyznę do środka. Próbując odczytać
treść recepty nie widzi, że ręka klienta znika w kieszeni marynarki… .
Podnosi oczy dopiero, gdy czuje ucisk lufy pistoletu przy skroni.
- Armia Krajowa – słyszy - Niech pan nie robi głupstw, bo nie chcę zabijać rodaka
Jest 10 lipca 1944 roku, godzina 5:45. Czternastu żołnierzy batalionu "Parasol" rozpoczęło kolejną ryzykowną akcję.
Kieruje nimi mężczyzna, który, pod pretekstem pilnej realizacji
recepty, wszedł do środka jako pierwszy – plutonowy podchorąży Janusz
Brochwicz Lewiński - „Gryf”
=======================
=======================
W stopniu kaprala Janusz Brochwicz Lewiński wziął udział w kampanii
wrześniowej. Po wkroczeniu Armii Czerwonej 17 września 1939 roku dostał
się do radzieckiej niewoli , z której udało mu się zbiec. Do roku 1942
działał w konspiracji ZWZ-AK jako pracownik wywiadu. Po dekonspiracji
zostaje skierowany „do lasu” jako dowódca oddziału partyzanckiego na
Lubelszczyźnie. Od Niemców otrzymał przydomek "Rycerski Dowódca" -
wzięci przez jego oddział do niewoli żołnierze Wehrmachtu byli
wypuszczani wolno. W styczniu 1944 roku otrzymuje rozkaz przeniesienia
się do Warszawy, gdzie trafia do Batalionu do zadań specjalnych AK
„Parasol”.
=======================
=======================
Akcja przejęcia z apteki Wendego przy Krakowskim Przedmieściu 55
wiązała się z ogromnym ryzykiem. Dookoła mieściły się okupacyjne urzędy
oraz stacjonowały niemieckie oddziały. Jeden wystrzał oznaczał tragiczne
zakończenie… .
Po sterroryzowaniu aptekarza „Gryf” wpuszcza do
środka kolegów z oddziału. Przy wejściu parkuje ciężarówka do której
przenoszone są lekarstwa i środki opatrunkowe, zgromadzone w piwnicach,
jako rezerwa dla niemieckich szpitali polowych. Związany personel nie
może protestować.
O 6:38 ciężarówka a odjeżdża, a żołnierze
rozchodzą się. Akcja zakończyła się sukcesem. Zdobyte medykamenty
okazały się bezcenne w czasie Powstania Warszawskiego.
=======================
=======================
Fragment wywiadu z „Gryfem” z „Rzeczypospolitej”, opublikowanego w dniu 30.07.2011:
Dziennikarz: Czy Powstanie Warszawskie było bitwą rycerską?
Generał: Zależy, z kim się biliśmy.
Dziennikarz: Jak to?
Generał: Jeżeli z Wehrmachtem, oddziałami regularnego niemieckiego
wojska, to tak. Powstanie było rycerską bitwą. Co innego z gestapo czy
SS. To była bitwa brudna, niezwykle brutalna. Żołnierze z 1. Dywizji
Pancerno-Spadochronowej „Hermann Göring" byli przez nas traktowani
honorowo, jak godni przeciwnicy. Ale zbiry z brygady Dirlewangera nie
mogli na to liczyć. (..)
Dziennikarz: To właśnie przed SS, podczas bitwy, która przeszła do legendy, bronił pan pałacyku Michla przy Wolskiej 40.
Generał: Oni chcieli zdobyć barykadę na Wolskiej. Aby to zrobić,
musieli przejść przez pałacyk. Ja go po kryjomu obsadziłem i spokojnie
czekałem tam na nich ze swoimi ludźmi. Przez dwa dni, choć nieprzyjaciel
był o kilkaset metrów, nie daliśmy żadnego znaku życia. Niemal się nie
poruszaliśmy. W efekcie, gdy ruszyli w stronę barykady, podeszli pod
nasze okna krokiem marszowym, niczego się nie spodziewając... Nie mieli
najmniejszej szansy.
Dziennikarz: Sporo ich tam było?
Generał: Około 60. Wszyscy w jednej chwili zostali zabici lub ranni.
Otworzyliśmy do nich ogień z bardzo bliskiej odległości, ze wszystkiego
cośmy mieli. Dwóch karabinów maszynowych, pistoletów maszynowych i
karabinów. Do tego granaty i miotacz płomieni. Gdy położyli się pokotem
na ulicy, ranni nie mogli liczyć na naszą pomoc. Wiedzieliśmy, z kim
mamy do czynienia.
Dziennikarz : A wołali o pomoc.
Generał: Tak. Do dziś pamiętam te krzyki: „Hilfe!", „Kameraden!", „Ich
bin schwer verwundet!", „Nicht schiessen!". Mogli jednak sobie tak wołać
do woli. Nie miałem dla nich żadnej litości. Wiedziałem, że jeżeli to
oni złapaliby kogoś z naszych, to nie tylko by go zamordowali, ale
jeszcze wcześniej w okrutny sposób by się nad nim znęcali. To samo
robili z naszymi cywilami. Ci esesmani mieli ręce po łokcie unurzane we
krwi. Gdy patrzyłem wtedy na nich, pomyślałem: niech te skurwysyny
konają na ulicy.
Dziennikarz : I skonali.
Generał:
Większość tak. Druga kompania Niemców w pewnym momencie próbowała im
pomóc. Zrobili zasłonę dymną i sanitariusze z noszami zdołali uratować
część najdalej leżących rannych. Innych dobiliśmy, strzelając z okien.
=======================
=======================
Dzięki piosence obrona „Pałacyku Michla” (Michlera) przeszła do
legendy. Siedemnastu żołnierzy ,dowodzonych przez „Gryfa” w dniu 5
sierpnia, odparło pięć kolejnych szturmów na budynek. Wycofali się na
rozkaz dowództwa.
8 sierpnia, podczas walk na Cmentarzu
Ewangelickim, na tyłach kaplicy Halpertów, Janusz Brochwicz Lewiński
zostaje trafiony kulą w głowę.
Jako jeden z pierwszych
Powstańców zostaje odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Niektóre
opracowania powojenne podają, że był pierwszym żołnierzem Powstania,
któremu nadano to odznaczenie pośmiertnie.
=======================
=======================
Niespodziewanie „Gryf” „zmartwychwstaje” w roku 2002, gdy pierwszy raz
zjawia się w Polsce. Mimo, że ciężko, jak uważało wielu – śmiertelnie,
ranny, Janusz Brochwicz Lewiński przeżył. Po wojnie do Polski nie
powrócił. Wstąpił do armii brytyjskiej i służył m.in. w gwardii
przybocznej Jego Królewskiej Mości Jerzego VI. Działał również m.in. w
Palestynie i Sudanie jako agent wywiadu.
24 maja 2007 Rada Miasta Stołecznego Warszawy przyznała mu tytuł Honorowego Obywatela.
24 kwietnia 2008 roku Prezydent RP Lech Kaczyński mianował go do stopnia generała brygady.
Generał Janusz Brochwicz Lewiński był inicjatorem ustawienia głazu w
miejscu, w którym żołnierze „Parasola” bronili „Pałacyku Michla”.
Profil generała na Facebook: https://www.facebook.com/GeneralBrygadyJanuszBrochwiczLewinskiPseudonimGryf
No i nie może zabraknąć jednej z najbardziej znanych piosenek Powstania Warszawskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=HCqtIoBCWOI
*Arek*
Dzisiejszy wpis miał być zupełnie o czym innym
ale "Warszawy historia ukryta... " wybrała się na przejście planowanych
tras i...
Za drzwiami lewego ryzalitu tego, co pozostało z Pałacu Kazanowskich, mieści się jeden z mniej znanych warszawskich
obiektów sakralnych - kaplica pod wezwanie Niepokalanego Poczęcia
Najświętszej Maryi Panny nazywana również kaplicą "Res Sacra Miser".
Samą kaplicę opiszemy w przyszłości, a tymczasem zajmiemy się kutą kratą, która osłania drzwi wejściowe.
Ponieważ niewiele jest zabytków, w których zachowały się oryginalne
detale, na każdy taki oryginalny element warto zwrócić uwagę.Na osłonie mechanizmu zamkowego zachowała się sygnatura firmy, która
kratę wykuła, dzięki czemu można dość precyzyjnie zlokalizować datę
wykonania.
Firma "Fabryka Wyrobów Żelaznych Władysława
Gostyńskiego i spółka" została założona w 1871 roku, przez, tu chyba nie
będzie zaskoczenia, Władysława Gostyńskiego. Mieściła się przy ulicy Grzybowskiej.
W 1890 roku firma zakupiła posesję przy ulicy
Ciepłej 12, gdzie przeniosła działalność. W tymże roku do spółki
przystąpili Gustaw Konrad, Stanisław Jarnuszkiewicz i Stanisław Stroński i firma zmieniła nazwę na "Fabryka Wyrobów Żelaznych Gostyński, Konrad i
Jarnuszkiewicz". Stanisław Stroński został dyrektorem spółki.
W
1894 Władysław Gostyński ze spółki wystąpił i rozpoczął działalność
przy ulicy Mokotowskiej 3/5/7. Później przeniósł siedzibę firmy do
Skarżyska Kamiennej, gdzie wkrótce zakończył działalność.
Zatem, z dużym prawdopodobieństwem, można zaryzykować datowanie powstania kraty na rok 1890.
*Arek*